czwartek, 3 kwietnia 2014

Chapter 41

Perspektywa Zayna...


     Usiadłem na krześle obok łóżka na którym leżała. Ująłem jej zimną, drobną dłoń i zamknąłem w szczelnym uścisku. Ucałowałem knykcie, a następnie opuszkami palców zacząłem śledzić jej tatuaż na przedramieniu. Była taka piękna.
     Otrząsnąłem się i pociągnąłem nosem, gdy z moich oczu zaczęły płynąć słone łzy. Westchnąłem ciężko i ponownie przyłożyłem jej dłoń do moich ust.
  - Musisz żyć. Musisz żyć dla Sophie, dla swojej mamy, siostry i Charlesa... Musisz żyć dla mnie. Nie pozwolę ci odejść. Nie kolejny raz.
     Podniosłem się do góry, odgarnąłem pojedyncze kosmyki jej ciemnych włosów z czoła i powoli złożyłem na jej czole, czuły pocałunek. W tym momencie urządzenie EKG zaczęło wariować. Przerażony zacząłem wzywać pomocy. Na szczęście lekarze momentalnie się zjawili i zajęli się Fay.
     Natomiast ja stałem jak kołek i kompletnie nie wiedziałem co się dzieje. Nagle ktoś złapał mnie za ramię. Spuściłem wzrok z Fay i spojrzałem na osobę, która coś do mnie mówiła.
  - Musi pan opuścić pomieszczenie. Proszę poczekać na zewnątrz. - pielęgniarka prowadziła mnie prosto do wyjścia, tłumacząc mi co mam zrobić.
  - Ale dlaczego, co się dzieje ?! - krzyknąłem wyszarpując swoją rękę.
  - Zatrzymanie serca. Proszę poczekać na zewnątrz. - tym razem zamknięto mi drzwi przed nosem.
      Przez zamglone oczy widziałem tylko jak próbują przywrócić moją Fay do życia. W końcu znikła z mojego pola widzenia, bo zasłonili mi ją lekarze. Zacząłem się cofać, aż wpadłem na zimną ścianę. Wtedy tak po prostu odebrało mi czucie w nogach, osunąłem się na ziemię i schowałem twarz w dłonie. W myślach powtarzałem jak mantrę, że nie mogę jej stracić. Kiedy wydałem z siebie pierwszy głośny szloch, poczułem na swoim ramieniu drobną dłoń. Uniosłem głowę do góry i zobaczyłem zapłakaną Louise, która ukucnęła a chwilę potem usiadła koło mnie po to by mnie przytulić. Próbowała dodać mi otuchy, choć wiedziałem że sama ledwo się trzyma. Dla mnie świat na chwilę przestał istnieć. Nie kontrolowałem już łez, które coraz częściej spływały po policzkach.
     Nie wiem ile czasu minęło do momentu w którym lekarz wyszedł z sali i oznajmił, że stan Fay został ustabilizowany, a jej serce ponownie zaczęło bić.
  - Pacjentka nadal jest w śpiączce, ale myślę że za niedługo powinna się wybudzić. - mówił gdy ja razem z rodziną brunetki stałem na przeciwko jego sylwetki. - Możecie do niej wejść, a pana, panie Malik poproszę na słówko. - zwrócił się do mnie, a w momencie serce zaczęło mi bić jak oszalałe.
     Może to co mówił było tylko przykrywką przed najgorszym ?
  - Może chodźmy do mojego gabinetu. - zaproponował, a ja skinąłem głową.
     Przeszliśmy kawałek i weszliśmy do białego, sterylnego pomieszczenia.
  - Proszę usiąść.
     Zająłem miejsce na krześle, a doktor Butler, bo tak miał napisane na plakietce przyczepionej do kieszonki kitla, zajął miejsce po przeciwnej stronie biurka.
  - Mam dla pana kilka informacji. Wiem, że gdy wpadł pan do szpitala, zrobił pan nie małe zamieszanie, by tylko znaleźć się w sali panny Teasdale. - tutaj zrobił przerwę i uśmiechnął się, by dodać mi otuchy. - Proszę się nie martwić wszystko idzie w dobrym kierunku.
  - Ale doktorze to zatrzymanie serca... - zacząłem nie wiedząc jak skończyć.
  - Och, serce panny Teasdale nieco przyspieszyło. To się zdarza, ale proszę mi uwierzyć, że jej stan jest stabilny.
  - Boże, jak do tego doszło... - westchnąłem chowając twarz w dłonie.
  - Z tego co wiem to nie była wina panny Peazer, która prowadziła, a drugiego samochodu, który wjechał prosto w lewy bok. Czyli tam gdzie siedziała panna Teasdale. Z przykrością muszę stwierdzić, że to pańska narzeczona najbardziej ucierpiała. Stan obu pacjentek i panny Calder i Peazer jest o wiele lepszy. Obie są mocno poobijane, ale to wszystko.
     Wszystko w mojej głowie zaczęło się kotłować. Dlaczego akurat moja mała Fay. Okazuję się strasznym egoistą nie mogę tak myśleć. Przecież El i Danielle są moimi przyjaciółkami, a z drugiej strony to właśnie moja dziewczyna leży w śpiączce.
  - Czy wszystko w porządku, panie Malik ? - dopiero teraz zauważyłem, że doktor Butler czeka na moją odpowiedź.
  - Tak, musiałem sobie wszystko poukładać. - przeczesałem palcami włosy.
  - Rozumiem trochę dużo informacji otrzymał pan za jednym razem.
     Skinąłem głową.
  - To raczej wszystko co chciałem panu przekazać, może pan już iść do narzeczonej.
      Narzeczona. Narzeczona. Narzeczona. Ilekroć słyszę to słowo z ust tego lekarza z jednej strony mam ochotę mu powiedzieć, że to nie prawda, ale z drugiej strony czuję się taki dumny, gdy wszyscy tak myślą.
  - Dziękuję. - odparłem wybierając tą drugą opcję i podniosłem się z krzesełka.
     Opuściłem gabinet i od razu skierowałem swoje kroki prosto do sali Fay. Lecz gdy znalazłem się tuż przed drzwiami zmieniłem zdanie i pokierowałem się o kilka stóp dalej. Nacisnąłem klamkę i wsadziłem głowę między framugę, a płytę drzwi.
  - Mogę na chwilę ? - spytałem.
  - Jasne wchodź. - odpowiedział mi Louis, który siedział na krzesełku przy łóżku Eleanor.
     Wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi. Podszedłem bliżej łóżka i spojrzałem na brunetkę, która odwróciła głowę w stronę okna.
  - Na pewno nie przeszkadzam ? - spytałem niepewnie.
     Nastała cisza.
  - Okey to ja sobie pójdę. - odparłem w końcu i złapałem za klamkę.
     Gdy już miałem opuścić salę Eleanor, usłyszałem jej słaby głos.
  - To moja wina !
     Zmarszczyłem brwi i odwróciłem się w jej stronę. Tym razem patrzyła się na mnie załzawionymi oczami.
  - Zayn to przeze mnie... - jej głos zaczął drżeć pod wpływem płaczu.
  - Hej, spokojnie. Nic nie jest twoją winą... okey ? - podszedłem bliżej i kucnąłem koło jej łóżka.
     Spojrzałem na Louisa, który kiwnął głową na znak, że rozumie i odparł.
  - Zostawię was samych, na chwilę.
     Kiedy Tomlinson opuścił salę, usiadłem na krześle i ponownie spojrzałem na przyjaciółkę.
  - Pokłóciłyśmy się. - zaczęła El. - Wygarnęłam jej wszystko w okrutny sposób. Narzekała na wiele rzeczy, aż w końcu nie wytrzymałam i krzyknęłam. Powiedziałam, że ją kochasz i że Sophie to cudowne dziecko i mimo wszystkich problemów daje sobie radę. Nie powinnam tak na nią najeżdżać, tak naprawdę Fay przeszła wiele i jest naprawdę silną osobą nigdy nie narzekała w ten sposób. Może powinnam była siedzieć cicho... Danielle by się nie zdenerwowała. Nie doszło, by do wypadku, a Fay nie byłaby w śpiączce. - ostatnie słowa brunetka wypowiedziała z trudem, bo po prostu się rozpłakała.
     Zareagowałem od razu, złapałem jej dłoń i zacząłem ją uspokajać.
  - Nie płacz to nie twoja wina. Słyszysz ? Nie możesz się za wszystko obwiniać. Eleanor, nie jestem zły.
     Dziewczyna zaczęła się powoli uspokajać. Wstałem i objąłem lekko ciało dziewczyny.
  - Jesteś jej przyjaciółką. Ona ci wybaczy. Jesteś także moją przyjaciółką i już to zrobiłem. - mówiłem szeptem.
  - Dziękuję. - usłyszałem.
     Odsunąłem się delikatnie i uśmiechnąłem do dziewczyny.
  - Będzie dobrze, El. Nie martw się.
     Brunetka odwzajemniła uśmiech i skinęła głowa.
  - Spróbuje, a teraz idź do niej i przy okazji zawołaj Louisa.
     Popatrzyłem jeszcze chwilę na dziewczynę i opuściłem salę. Oznajmiłem Tomlinsonowi, że może z powrotem iść do swojej dziewczyny, a sam poszedłem jeszcze odwiedzić Danielle.
     Dziewczyna również obwiniała się za to, że doprowadziła do wypadku. Również jej wyjaśniłem, że nie jestem zły i razem z Liamem wytłumaczyliśmy, że to wina drugiego kierowcy. Na szczęście szybko się uspokoiła, nie chciałem by obie miały wyrzuty sumienia. W jakimś stopniu każda z całej trójki przyczyniła się do tego wszystkiego, ale całą winę ponosił kierowca tego drugiego samochodu. Gdybym tylko wiedział kto to. Koleś podobno ma się dobrze, ale z pewnością nie przeżyłby mojej wizyty.
     Kiedy tylko wyszedłem od Dani, od razu ruszyłem prosto do Fay. Gdy wszedłem do sali, nie byłem sam. Przy łóżku siedziała pani Teasdale, na drugim krześle Charles, a obok nich stała Louise. Widząc mnie podnieśli się do góry.
  - My już pójdziemy. Jest już po dwudziestej pierwszej, więc odwiedzimy ją jutro.
  - W porządku. - odpowiedziałem ściągając kurtkę. - Gdzie jest Soph ?- spytałem.
  - Chyba Niall i Harry się nią opiekują. - odpowiedziała Lou, a ja złapałem się za czoło. - Może lepiej sprawdzę czy wszystko z nią w porządku. - ulotniła się szybko, gdy uświadomiła sobie dlaczego tak zareagowałem.
  - Zayn ty także powinieneś odpocząć... - mama Fay podeszła do mnie i złapała mnie za ramię.
  - Nie jestem zmęczony. Posiedzę jeszcze chwilę i obiecuję pani, że pojadę do domu. - uśmiechnąłem się.
  - Zayn mówiłam ci jestem Hannah, a nie jakaś tam pani. Przez ciebie czuję się staro. - również się uśmiechnęła.
  - Niech będzie, proszę pa... to znaczy Hannah.
  - Dobranoc chłopcze. - odezwał się Charles i razem z panią Teasdale opuścili salę.
     Przewiesiłem moją kurtkę przez obręcz łóżka i obszedłem łóżko. Pochyliłem się nad Fay i odgarniając palcami włosy, ucałowałem ją w czoło. Następnie usiadłem na krzesełku, złapałem za jej dłoń i przyłożyłem do ust. Trwałem tak wpatrując się w jej drobną twarz i ani an sekundę nie wypuszczając jej dłoni z uścisku.
  - Bardzo cię kocham Fay. - szepnąłem choć wiedziałem, że mnie nie usłyszy.
     W sali panowała cisza. Jedynym odgłosem był miarowy oddech brunetki, oraz charakterystyczne pikanie sprzętu monitorującego jej serce. Zrobiło mi się ciepło, a ten błogi spokój wprawiał mnie w senny nastrój. Powoli zacząłem oddawać się w ręce Morfeusza i gdyby nie pielęgniarka pewnie bym usnął.
  - Przepraszam. - usłyszałem słodki głosik i czyjś dotyk na moim ramieniu.
     Wydałem z siebie bliżej niezidentyfikowany dźwięk i poruszyłem się niespokojnie. Uchyliłem powieki i odwróciłem twarz w stronę osoby, która coś do mnie mówiła.
  - Musi pan wyjść. Godziny odwiedzin już dawno minęły. - mówiła tym przesłodzonym głosem coraz bardziej się rumieniąc.
     Najwyraźniej ją onieśmielałem.
  - Naprawdę nie mogę zostać ? - spytałam uwodzicielskim tonem.
     Choć ta kobieta kompletnie nie interesowała mnie w "ten sposób" to musiałem zrobić coś, bym mógł zostać przy Fay jak najdłużej.
  - Przykro mi, panie Malik. - uśmiechnęła się.
  - Może jakiś autograf, lub zdjęcie załatwiłoby sprawę ? - próbowałem dalej.
  - Nic z tego. - pokręciła głową nadal się uśmiechając.
     Myślałem, że pójdzie o wiele łatwiej. Westchnąłem ciężko i sięgnąłem po kurtkę.
  - Dobranoc, proszę pana. - usłyszałem na odchodne.
  - Do widzenia. - odpowiedziałem nie odwracając się.
     Wychodząc ze szpitala zamówiłem taksówkę, więc gdy zjechałem na sam dół i całkowicie opuściłem szpital mój transport do domu już czekał. Wsiadając podałem kierowcy odpowiedni adres i wyjąłem telefon z kieszeni. Na wyświetlaczu pojawiła się informacja o kilku nieodebranych połączeniach od Louise. Do głowy przyszła mi natychmiast Sophie, więc postanowiłem oddzwonić. Po kilku sygnałach odebrała.
  - Słucham ?
  - Louise co z Sophie ? - spytałem.
  - Wszystko z nią okey, zabrałam ją do siebie. Nakarmiłam ją, a teraz śpi jak aniołek. - uśmiechnąłem się na samo wyobrażenie.
  - To dobrze, jutro po nią wpadnę. - oznajmiłem.
  - W porządku. Gdzie teraz jesteś ? Powiedz, że nie w szpitalu. - odparła poważnym tonem.
  - Nie. Jestem w taksówce w drodze do domu. Gdyby nie pielęgniarka nadal siedziałbym przy Fay.
  - No i dobrze. Musisz odpocząć Zayn. Jest już późno, a sporo się dzisiaj działo. Kiedy tylko będziesz w domu, marsz prosto do łóżka.
  - Tak mamo. - odpowiedziałem jak robot.
  - Ty się ze mnie nie nabijaj. - zagroziła mi. - Mówię serio, a jak nie to dopóki Fay nie wyjdzie ze szpitala będę się tobą opiekować jak małym dzieckiem. Serio jesteś gorszy niż Sophie, ona to przy tobie jak aniołek jest.
  - Rozumiem, że tej cechy nie odziedziczyła po mnie. Louise kończę, bo jestem już pod domem.
  - Do juta, Zayn.
  - Do jutra. - rzuciłem i rozłączyłem się, a następnie schowałem telefon do kieszeni.
     Podałem gotówkę kierowcy i wysiadłem z taksówki. W drodze przez podjazd odszukałem klucze i gdy znalazłem się przy drzwiach otworzyłem je. W korytarzu było ciemno, więc nie zauważyłem walizki stojącej na środku. Uderzyłem w nią, a za nią poleciała kolejna. Przekląłem pod nosem i odszukałem włącznik do światła na ścianie. Podniosłem walizki i udałem się do salonu i prosto na schody. Kiedy wszedłem do sypialni postanowiłem nie odwiedzać już łazienki. Zdjąłem koszulkę, spodnie, oraz skarpetki i w samych bokserkach położyłem się spać. Myślałem, że będzie gorzej, ale po kilku minutach zasnąłem jak dziecko.

30 Maja, ranek.

     Obudził mnie dzwonek telefonu. Nieprzytomny, ręką odszukałem na etażerce telefon. Uchyliłem powieki tylko po to, by odebrać i przyłożyłem urządzenie do ucha, nawet nie zwracając uwagi na to kto dzwoni.
  - Obudziła się ! - usłyszałem krzyk Liama.
  - Kto ? - spytałem niemrawo, jeszcze nie kontaktując.
  - Idioto, Fay ! Fay wybudziła się ze śpiączki ! - krzyczał.
     Otworzyłem oczy i poderwałem się z łóżka.
  - Zaraz tam będę ! - krzyknąłem.
  - Zayn jestem w drodze do twojego domu. Za chwilę po ciebie będę. - usłyszałem tylko tyle i się rozłączyłem.
     W biegu zacząłem zakładać spodnie, a z szuflady wyciągnąłem jakąś koszulkę. Chciałem jak najszybciej jechać do szpitala, ale nie mogłem ponieważ wyglądałem jak trzecie dziecko nietoperza. Wbiegłem do łazienki, gdzie umyłem zęby, oraz twarz. Nawet się nie ogoliłem, bo nie miałem na to czasu. W sypialni złapałem za telefon i pobiegłem na dół. W salonie chwyciłem szarą bluzę, która leżała na kanapie. W korytarzu musiałem się zatrzymać, by założyć nike. Gdy byłem gotowy usłyszałem trąbienie czyli znak, że Liam jest już na podjeździe. Zamknąłem dom i szybkim krokiem podszedłem do czarnego Range Rovera. Przywitałem się z przyjacielem i ruszyliśmy do szpitala.
  - Skąd wiesz, że się wybudziła ? - zadałem pytanie, które cały czas chodziło mi po głowie.
  - Zadzwoniła do mnie Louise i powiedziała, że nie odbierasz. Dlatego postanowiłem do ciebie jechać, ale w między czasie wybrałem kilka razy twój numer, aż w końcu odebrałeś.
  - Nie możliwe, nikt nie dzwonił... - pokręciłem głową i wyjąłem Iphone'a z kieszonki.
  - Stary masz taki mocny sen, że się nie dziwie że nie słyszałeś.
     Spojrzałem na ekran na którym wyświetliło się piętnaście nieodebranych połączeń od Louise, oraz pięć od Liama.
  - Dzięki Liam. - powiedziałem z powrotem chowając telefon do kieszeni bluzy.
  - Polecam się na przyszłość. - wyszczerzył się. - A tak na marginesie wyglądasz jakby przebiegło po tobie stado koni. - parsknął śmiechem.
  - Dzięki, a teraz się zamknij i jedź do tego cholernego szpitala. - walnąłem go w ramie, ale za chwilę również się zaśmiałem.
     Z prędkością z jaką jechał Liam do szpitala dotarliśmy po około piętnastu minutach. Niestety, ale trafiliśmy na mały korek i to nas spowolniło. Kiedy zaparkował na parkingu podziemnym, wysiedliśmy i pobiegliśmy prosto do wejścia szpitala, gdzie zebrało się już kilku paparazzich i fanów. Ochrona skutecznie ogrodziła ich od nas co umożliwiło nam szybkie przedostanie się do środka. Tym razem dokładnie wiedzieliśmy gdzie iść i również tym razem nie skorzystaliśmy z windy. Szybciej pokonaliśmy schody niż mielibyśmy na nią czekać. Minęliśmy recepcję i gdy byliśmy już całkiem blisko drzwi do sali Fay, jeszcze bardziej przyspieszyłem kroku. Odetchnąłem głęboko i nie czekając ani chwili dłużej nacisnąłem klamkę.
  - Fay... - szepnąłem, uśmiechnąłem się i przysięgam że moje oczy mogły wyglądać w tym momencie jak lustra.
     Brunetka przerzuciła wzrok ze swojej matki na moją twarz. W momencie gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, wypowiedziała moje imię.
  - Zayn.



Heej :*

Wiem, że Was zawiodłam, ale nie wiem co się ze mną działo przez ten czas.
Kompletnie odebrało mi wenę nie miałam ochoty na pisanie. 
To było okropne uczucie z uwagi na to, że wiedziałam że czekacie.
Zresztą ja sama nieraz siedziałam myśląc jak zlepić rozdział.
Można powiedzieć, że to nie było do końca tak że nie miałam weny, bo wiedziałam
co chcę by było w rozdziale, ale nie potrafiłam zrobić z tego rozdziału.
Aż w końcu siedzę sobie teraz w domu z powodu choroby i gdy włączyłam bloggera
dostałam olśnienia i zaczęłam pisać i nie mogłam skończyć :)
Niesamowite uczucie ! ♥

Tak więc mam nadzieję, że mi wybaczycie :)

Przypominam o głosowaniu na mojego bloga w konkursie na 
BLOGA MIESIĄCA !
Wystarczy, że wejdziecie --> Tu <--  i z boku po lewej stronie zagłosujecie
na Sheltered. 


LOV YA !





Ps. Zapomniałam. Proszę ANIONIMY o podpisywanie się.
Zaczynam myśleć, że te wszystkie: Mega, Cudny i w ogóle pisze jedna osoba.
Rozdział piszę się kilka dobrych godzin, więc proszę o trochę szacunku do mnie.
Jeżeli chcesz oddać komentarz to zrób to uczciwie.
   



20 komentarzy:

  1. Czekałam, czekałam i się doczekałam :D
    Rozdział jest świetny, było mi tak żal Zayna :(
    Fay na końcu tylko "Zayn" i dupa koniec, czo to będzie dalej ?? Dużo dużo dużo....... weny żebyśmy mogli się dowiedzieć szybko co będzie dalej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz :) tak wiem brutalnie zakonczylam, przepraszam !
      Dziekuuje :*

      Buziaki :** xx

      Usuń
  2. SWIETNY!!' KIEDY NASTEPNY ALA :-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowałyśmy Twój blog do Liebster Award :). Szczegóły znajdziesz tutaj: http://7-of-hearts-1-story-99.blogspot.com/2014/04/libster-awards.html

    OdpowiedzUsuń
  4. :))))))))) mega

    OdpowiedzUsuń
  5. wybaczam wybaczam i w ramach rekompensaty czekam na kolejny niedługo dużo weny i powrotu do zdrowia bo piszesz świetne rozdziały ten był taki no nie wiem śliczny że ahh :) do następnego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje :* Kolejny rozdzial prawdopodobnie w tym tygodniu :)

      Buziaki :** xx

      Usuń
  6. Yeey...w końcu się wybudziła..;D

    OdpowiedzUsuń
  7. super opowiadanie !!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny<3 Kocham kocham kocham XD
    Zostałaś nominowana to Liebster Award . Więcej informacji na http://themysteryoftheendoftheworld.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Łomatko! Co za szczęście że Fay się wybudziła, bo nie wyobrażam sobie co by było gdyby tego nie zrobiła. Komentarz pisałam wczoraj, jednak wyłączył mi się laptop i dlatego piszę raz jeszcze, niestety teraz już nie będzie taki sam. ale wracając do tematu, mam nadzieję, że dziewczyny sobie wszystko wyjaśnią i nie będą się obwiniać, bo to w sumie nie jest ich wina.
    Rozdział bardzo mi się podobał, pokazałaś nam jak bardzo Malikowi zależy na Fay i okropnie przeżył to co się z nią stało, jednak wszystko skończyło się dobrze za co jestem bardzo wdzięczna, czekam oczywiście na kolejny rozdział, pozdrawiam Asiek :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Gratulacje! Mam zaszczyt nominować Cie do Liebster Award!
    Więcej informacji znajdziesz na http://upadla-i-lowcy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Dzisiaj znalazłam twojego bloga i jest mega ! ;) Czekam na kolejny i życzę weny ;3

    Natalie ♥

    OdpowiedzUsuń
  12. Hey! Nie wiem czy pamiętasz mój blog …http://difrentstorythaneverything.blogspot.com/ ale wznawiam jego pisanie po długiej przerwie! Zapraszam, Liv xx

    OdpowiedzUsuń
  13. super, czekam na więcej. ;33

    OdpowiedzUsuń