Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona całkowicie zapominając o tym, że jestem w samej bieliźnie z koszulką do połowy ud. Po drugiej stronie łóżka stał zszokowany i... zaspany Zayn. Oddychałam bardzo głęboko i głośno, o mal nie zaczęłam sapać jak spragniony pies. Zamiast pobiec do łazienki to stoję jak ten kołek, wpółnaga przed swoim byłym. Zabierzcie mnie stąd.
-Ja, umm... - odezwał się, a następnie zamknął usta
lustrując mnie od dołu do góry.
-Co ty tu robisz ?! - warknęłam i podenerwowana spojrzałam w
stronę łóżeczka, w którym spała Sophie.
Właśnie. Spała. Na szczęście.
-Chyba pomyliłem pokoje, przepraszam - mruknął rozmasowując
kark.
-Tak, zdecydowanie pomyliłeś pokoje... - spuściłam głowę w
dół, pozwalając moim włosom opaść kaskadą na ramiona, zakrywając moje zapewne
już purpurowe policzki.
Bezskutecznie próbowałam bardziej naciągnąć
koszulkę na dolne partie nóg.
-Po co to robisz ? - usłyszałam charakterystyczną chrypkę
Mulata.
Uniosłam oczy do góry i zmarszczyłam brwi.
-To znaczy ?
-Próbujesz usilnie zakryć swoje nogi. Po co ? Zbyt wiele
razy je widziałem, nie masz się czego wstydzić... - powiedział niedbale, wsuwając
ciemne jeansy na biodra.
Westchnęłam ciężko i poczekałam, aż chłopak
wyjmie spod łóżka drugiego buta. Kiedy się wyprostował przerzucił czarną
koszulkę przez ramię i spojrzał w moją stronę.
-Powinieneś już iść - powiedziałam cicho po długiej ciszy,
podchodząc do łóżeczka.
-Tak...tak, powinienem - cofał się nie spuszczając wzroku z
mojej osoby.
Pochyliłam się nad łóżeczkiem, by wziąć
brunetkę na ręce, a gdy się wyprostowałam Zayna nie było już w pokoju.
Pozostał tylko charakterystyczny zapach jego perfum, oraz tytoniu.
Usiadłam na łóżku i pozwoliłam na to, aby Soph
się dobrze obudziła. Zaczęłam mówić do niej przez jej ulubionego białego misia
z dużą kokardą w kolorze tiffany blue. Mała zaczęła się śmiać, gdy łaskotałam
jej szyjkę noskiem maskotki.
-Czeeść ! - do pokoju wparowała uradowana El.
-Heej ? - popatrzyłam na nią podejrzanie - Czy ty coś brałaś
?
-Nie, po prostu mam dobry humor, powinnaś tego spróbować
Fay - mruknęła.
-Sory, masz rację zrobiłam się straszna...- westchnęłam i
położyłam małą na poduszkach.
-Tak, zrobiłaś - powiedziała pewnie Eleanor - Bez obrazy.-
dorzuciła szybko.
-Heej ! - rzuciłam w nią poduszką, którą zaczęłam sekundę
temu skubać - Teraz miałaś zaprzeczyć usiąść, pocieszyć mnie i poradzić co
zrobić, by to zmienić ! Po za tym dlaczego zawsze mówi się Bez obrazy, skoro i tak się to zrobiło -
powiedziałam z żalem, a El zaczęła się śmiać.
-Kochana takie rzeczy tylko w filmach ! - krzyknęła
wyrzucając ręce w powietrze i opadła na miejsce obok mnie - To jak opowiesz mi
o wspaniałej nocy ze swym lubym ? - szturchnęła mnie w ramię poruszając zabawnie
brwiami.
-To twoja sprawka ! - krzyknęłam podnosząc się do góry i
popatrzyłam w stronę dziewczyny złowrogim spojrzeniem.
Calder zakryła twarz poduszką, którą chwilę
temu porządnie oberwała i jedyne co wystawiła, to swoje piękne oczy, które był
wielkości jak te od kota z Shrek'a.
-Och, El ! - jęknęłam, pacnęłam się otwartą ręką w czoło i
zaczęłam nerwowo chodzić po pokoju.
-No co, ktoś musi coś z wami zrobić, przecież wy się
kochacie ! - zaczęła się usprawiedliwiać, cicho chichocząc.
-Naprawdę nie potrzebuję pomocy El... - mruknęłam i
zamknęłam się w łazience.
Usiadłam na podłodze, westchnęłam głośno i
zakryłam oczy dłonią.
-Pospiesz się, chłopcy mają jakiś wywiad i musimy z nimi
jechać ! - usłyszałam głos przyjaciółki z głębi pokoju.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową i
podniosłam tyłek z posadzki. Wzięłam prysznic, oraz umyłam włosy. Następnie
wyszczotkowałam zęby i wysuszyłam włosy, które zagarnęłam na bok i splotłam w
luźnego warkocza. Skoro mamy gdzieś wychodzić, nałożyłam lekki makijaż i
dopiero opuściłam łazienkę.
-Fay, przepraszam no !- El gwałtowanie wstała z łóżka na
którym siedziała wraz z Sophie.
-Shh !
-Ale...
-Shh !- przerwałam jej.
Wybrałam ciuchy i ponownie zniknęłam za brązową płytą,
drzwi łazienkowych. Włożyłam energicznie wybrany przeze mnie zestaw i biorąc
głęboki wdech ponownie wyszłam z pomieszczenia, w którym spędziłam niewielką
ilość czasu.
-Jesteś na mnie zła ? - spytała cicho brązowooka, siedząc na
fotelu i bawiąc się swoimi palcami.
-Och, nie... - westchnęłam po chwili ciszy i rzuciłam
bluzeczkę Sophie na łóżko, a następnie podeszłam do przyjaciółki. - Po prostu,
zdenerwowałam się. Nie byłam na to przygotowana, cholera !
-Fay, przepraszam - podeszła do mnie i przytuliła do
siebie.
-W porządku El - wychlipiałam.
Stałyśmy na środku pokoju kołysząc się lekko
na boki. Tą niezwykłą cisze przerwał Harry, który tak po porostu wparował do
naszego pokoju.
-Musimy już... Ou, sorki już mnie nie ma ! - podniósł ręce
do góry.- Za dziesięć minut wychodzimy ! - krzyknął szybko i zniknął za
drzwiami.
-Rozumiesz go w ogóle ? - spytałam.
-Nope - odpowiedziała sztywno patrząc w masywną płytę drzwi
wyjściowych.
Spojrzałam w tamtą stronę i ponownie na twarz
brunetki, a następnie wybuchnęłam śmiechem.
-Z czego się cieszysz ? Lepiej ubieraj Sophie ! - krzyknęła.
Momentalnie się zerwałam i zaczęłam ubierać
małą w przygotowane ciuszki. Po dziesięciu minutach byłyśmy gotowe. Złapałam w
biegu nosidełko, oraz moją torebkę i wyszłyśmy z pokoju. Zjechałyśmy windą na
dół, gdzie przy recepcji stali już chłopcy, Paul, oraz moja siostra z Lux.
Wszyscy oprócz mojej siostrzenicy patrzyli w naszą stronę wzrokiem godnym
zabójcy. Natomiast my spokojnie wyminęłyśmy ich. Eleanor rzuciła jeszcze przez
ramię krótkie.
-Idziecie czy nie ?
Nawet się nie zatrzymując wyszłyśmy z hotelu,
obiło mi się jeszcze o uszy coś w rodzaju.
-Czy dobrze zrobiliśmy dając im pokój we dwójkę ?- zdaję
się, że były to słowa Paul'a.
Nawet nie zauważyłam kiedy dotarliśmy na
miejsce, tak zagadałam się z przyjaciółką. Sophie przez całą drogę spała,
uwielbia samochody. Kiedy opuściliśmy pojazdy szybko przemieściliśmy się do
wysokiego, oszklonego, w którym miała odbyć się jakaś sesja do magazynu.
Zupełnie nie wiem po co mamy tutaj być.
Kiedy znaleźliśmy się w środku chłopcy zostali
zgarnięci przez moją siostrę i inne stylistki. Dlatego my rozsiadłyśmy się w
pokoju, w którym miała odbyć się sesja. Byłyśmy zajęte rozmową, gdy podszedł do
nas Paul.
-Dziewczyny nie ma sensu byście tu siedziały, możecie iść
na miasto, czy cokolwiek... - oznajmił.
-Och, serio Paul - jęknęłyśmy równocześnie.
Wzruszył ramionami i uśmiechnął się do nas.
Przysięgam kiedyś zabije tego gościa.
-To co robimy, Fay ? - spytała El.
-Skoro możemy robić co chcemy to chodźmy na te zakupy ? -
zaproponowałam.
-Jestem za ! - pisnęła zadowolona.
Oznajmiłyśmy całej ekipie, że wychodzimy.
Chłopcy błagali, abyśmy ich zabrały, co nie uszło uwadze organizatorów sesji i
zaprzeczyli temu wszystkiemu, w kółko powtarzając, że to naprawdę ważna sesja.
Strasznie było nam przykro.
Wychodząc nie zapomniałyśmy o tym, że nie
idziemy same. Musiałyśmy mieć wokół siebie ochronę. Za nami szło dwóch, a kto
wie czy gdzieś nie było ich więcej.
Zakupy były niezwykłe już dawno nie bawiłam się tak dobrze. Przymierzałyśmy wiele ciuchów mając przy tym ogromny ubaw, nie wiadomo z czego. Chyba tak po prostu cieszyłyśmy się swoim towarzystwem, a i Sophie nie marudziła dzisiaj jak to miała w zwyczaju. Oprócz jej słodkości, uroku i piękności, ten diabełek potrafił dawać w kość. Ale nie dziś.
Po godzinie wędrowania po galerii, nadszedł czas by nakarmić małą. W sumie nie tylko jej brzuszek dawał o sobie znać, mi i Eleanor także przydałby się jakiś posiłek, dlatego też wybrałyśmy się do jakiejś restauracji.
Najpierw wyjęłam słoiczek z deserkiem dla Soph, który opróżniła z wielkim apetytem. Następnie włożyłam ją do nosidełka i zaczęłam nim lekko kołysać, przy okazji przeglądając menu. W końcu zdecydowałam się na jakąś sałatkę i sok pomarańczowy. Eleanor również jak ja postawiła na ten sam zestaw, dobierając do tego deser czyli szarlotkę. Na nasze zamówienia nie musiałyśmy długo czekać, w dodatku przyniósł je naprawdę przystojny kelner, który obdarzał mnie swoim uśmiechem od samego początku.
Po jakimś czasie spędzonym w restauracji, postanowiłyśmy pospacerować po galerii. Wychodząc dostałam wiadomość od Louise, że wracają do hotelu.
-El, chyba musimy już wracać - oznajmiłam.
-Dlaczego ? - spytała odwracając się w moją stronę.
-Wszyscy wracają już do hotelu - poprawiłam nosidełko, które znajdowało się na przedramieniu.
Calder opuściła rękę z torebką i westchnęła.
-No dobrze, wracajmy - odpowiedziała smutno.
Ruszyłyśmy do wyjścia z budynku, nadal otoczone przez ochroniarzy. Było to uciążliwe, ale niezbyteczne. Będąc w restauracji zauważyłam kilku facetów z aparatami w rękach.
-Dziękuję Eleanor za ten dzień - uśmiechnęłam się w stronę dziewczyny, gdy przechodziłyśmy przez ulicę.
-Nie ma za co, bawiłam się świetnie ! - pisnęła entuzjastycznie, unosząc swoje zakupy do góry.
Najzabawniejsze było to, że moje torby niósł Tonny, jeden z ochrony. Szczególnie polubiłam tego mięśniaka.
Kiedy znalazłyśmy się pod budynkiem, w którym chłopcy mieli sesję jeden z ochroniarzy oznajmił nam, że wszyscy znajdują się już w hotelu i dlatego teraz musimy czekać na transport. Po dziesięciu minutach pojawił się czarny wan. Cieszyłam się jak małe dziecko, bo zaczynało robić się nie przyjemnie. Jednym słowem, paparazzi.
Dwadzieścia minut zmierzałyśmy z Eleanor prosto do windy. Nie ukrywam byłam potwornie zmęczona. Czy chodzenie po sklepach z dzieckiem na przedramieniu, można porównać do dźwigania ciężarów ? Zabawne porównanie, nieprawda ?
Wparowałyśmy do naszego pokoju i gdy tylko przełożyłam Sophie do łóżeczka, opadłam na swoje. Nie wiem, która była godzina, ale pewnie gdzieś po trzeciej. Nie myślałam o niczym innym jak o tym, by wziąć prysznic. Dlatego jakoś podniosła swoje zwłoki z łóżka i zajęłam łazienkę.
Wzięłam długi, ciepły prysznic, a gdy wyszłam pacnęłam się w czoło. Nie zabrałam ze sobą ciuchów.
Opuściłam łazienkę, ale gdy tylko rozejrzałam się po pokoju nie ujrzałam w nim mojej przyjaciółki. Trzymając mocno ręcznik podreptałam w stronę łóżeczka. Ogarnęło mnie przerażenie, gdy nie znalazłam w nim Sophie. Nagle po pokoju rozszedł się głos. Głos Zayna.
-Jest z Eleanor, poszły do Louise - stał nonszalancko oparty o ścianę.
-Aha - bąknęłam.
Nastała grobowa cisza. Nie przepraszam tak mi się wydawało. Zapewne w całym pokoju słychać było, mój ciężki przyspieszony oddech. Nie wiem jak to się stało.
Moje ciało przy jego.
Jego usta przy moich.
Moje ręce na jego karku.
Jego ręce na moich udach.
Moje nogi na jego, męskich biodrach.
Zakupy były niezwykłe już dawno nie bawiłam się tak dobrze. Przymierzałyśmy wiele ciuchów mając przy tym ogromny ubaw, nie wiadomo z czego. Chyba tak po prostu cieszyłyśmy się swoim towarzystwem, a i Sophie nie marudziła dzisiaj jak to miała w zwyczaju. Oprócz jej słodkości, uroku i piękności, ten diabełek potrafił dawać w kość. Ale nie dziś.
Po godzinie wędrowania po galerii, nadszedł czas by nakarmić małą. W sumie nie tylko jej brzuszek dawał o sobie znać, mi i Eleanor także przydałby się jakiś posiłek, dlatego też wybrałyśmy się do jakiejś restauracji.
Najpierw wyjęłam słoiczek z deserkiem dla Soph, który opróżniła z wielkim apetytem. Następnie włożyłam ją do nosidełka i zaczęłam nim lekko kołysać, przy okazji przeglądając menu. W końcu zdecydowałam się na jakąś sałatkę i sok pomarańczowy. Eleanor również jak ja postawiła na ten sam zestaw, dobierając do tego deser czyli szarlotkę. Na nasze zamówienia nie musiałyśmy długo czekać, w dodatku przyniósł je naprawdę przystojny kelner, który obdarzał mnie swoim uśmiechem od samego początku.
Po jakimś czasie spędzonym w restauracji, postanowiłyśmy pospacerować po galerii. Wychodząc dostałam wiadomość od Louise, że wracają do hotelu.
-El, chyba musimy już wracać - oznajmiłam.
-Dlaczego ? - spytała odwracając się w moją stronę.
-Wszyscy wracają już do hotelu - poprawiłam nosidełko, które znajdowało się na przedramieniu.
Calder opuściła rękę z torebką i westchnęła.
-No dobrze, wracajmy - odpowiedziała smutno.
Ruszyłyśmy do wyjścia z budynku, nadal otoczone przez ochroniarzy. Było to uciążliwe, ale niezbyteczne. Będąc w restauracji zauważyłam kilku facetów z aparatami w rękach.
-Dziękuję Eleanor za ten dzień - uśmiechnęłam się w stronę dziewczyny, gdy przechodziłyśmy przez ulicę.
-Nie ma za co, bawiłam się świetnie ! - pisnęła entuzjastycznie, unosząc swoje zakupy do góry.
Najzabawniejsze było to, że moje torby niósł Tonny, jeden z ochrony. Szczególnie polubiłam tego mięśniaka.
Kiedy znalazłyśmy się pod budynkiem, w którym chłopcy mieli sesję jeden z ochroniarzy oznajmił nam, że wszyscy znajdują się już w hotelu i dlatego teraz musimy czekać na transport. Po dziesięciu minutach pojawił się czarny wan. Cieszyłam się jak małe dziecko, bo zaczynało robić się nie przyjemnie. Jednym słowem, paparazzi.
Dwadzieścia minut zmierzałyśmy z Eleanor prosto do windy. Nie ukrywam byłam potwornie zmęczona. Czy chodzenie po sklepach z dzieckiem na przedramieniu, można porównać do dźwigania ciężarów ? Zabawne porównanie, nieprawda ?
Wparowałyśmy do naszego pokoju i gdy tylko przełożyłam Sophie do łóżeczka, opadłam na swoje. Nie wiem, która była godzina, ale pewnie gdzieś po trzeciej. Nie myślałam o niczym innym jak o tym, by wziąć prysznic. Dlatego jakoś podniosła swoje zwłoki z łóżka i zajęłam łazienkę.
Wzięłam długi, ciepły prysznic, a gdy wyszłam pacnęłam się w czoło. Nie zabrałam ze sobą ciuchów.
Opuściłam łazienkę, ale gdy tylko rozejrzałam się po pokoju nie ujrzałam w nim mojej przyjaciółki. Trzymając mocno ręcznik podreptałam w stronę łóżeczka. Ogarnęło mnie przerażenie, gdy nie znalazłam w nim Sophie. Nagle po pokoju rozszedł się głos. Głos Zayna.
-Jest z Eleanor, poszły do Louise - stał nonszalancko oparty o ścianę.
-Aha - bąknęłam.
Nastała grobowa cisza. Nie przepraszam tak mi się wydawało. Zapewne w całym pokoju słychać było, mój ciężki przyspieszony oddech. Nie wiem jak to się stało.
Moje ciało przy jego.
Jego usta przy moich.
Moje ręce na jego karku.
Jego ręce na moich udach.
Moje nogi na jego, męskich biodrach.
Krótko i zwięźle.
Podoba się nowy wygląd bloga ? <3
Uwielbiam Was, naprawdę dziękuję za miłe komentarze i wszystkie nominacje :)
Ps. Ten wspaniały szablon wykonała niesamowita Birden z tego oto
bloga